Moje życie i praca w większości to dom zakonny więc niewiele się zmieniło w ostatnim tygodniu. Może to, że w kaplicy na modlitwach są wszystkie siostry, że posiłki jemy znowu wspólnotowo. Bo wcześniej zatrudnione siostry często były na tych wydarzeniach nieobecne.
Kościół. W parafii nie przekraczało zgromadzenie liturgiczne w dni powszednie 50 osób, nawet przed epidemią... Zmieniło się to, że w niedzielę owszem była już tylko garstka. I też to, że Pan Jezus przez tron skrzyżowanych rąk wędruje w komunii do serca.
Są rzeczy na które nie mam wpływu. Nie zajmuję się nimi. Zaglądam na fb, ale nie czytam i nie komentuję plotek, a tym bardziej ocen krytycznych, jakimi obdarowywali się nawzajem ostatnio katolicy... Próbuję tym nie nasiąkać. Też nie czytam wszystkiego, nie muszę znać wszystkich informacji o koronowirusie.
Natomiast małe spacery czynię, widzę budzącą się wiosnę, cieszę się nią. Tak mi pulsują w tętnie, w myślach, w pamięci, dwa teksty biblijne. Jeden z Łk 21,27-28: "...kiedy to się dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, albowiem zbliża się wasze odkupienie". I drugi, kiedy jeszcze przed niedzielą miałam świadomość możliwości zabrania mi sprzed oczu Eucharystii: "... kiedy zabiorą im Pana Młodego, będą pościć". I do postu czuję się wezwana, do postu od swego egoizmu, swoich przyzwyczajeń, swoich opinii, itp...
I patrzę wokół. I mam wdzięczność. Wdzięczność za Obecnego w tabernakulum, wdzięczność za wspólnotę, wdzięczność za czas, za ciepło, za słońce, za rower, za nogi, za relacje, też za telefon, że mogę do Taty zadzwonić; wdzięczność za uczucia, za zmęczenie, za twórczość moich sióstr itp... itd...
Czy boję się zarażenia? Czy boję się śmierci? I tak i nie. Boję się, bo za cierpieniem nie przepadam. Boję się też dlatego, bo wiem, że jeszcze serce mam nie skruszone do końca..., proszę tu o łaskę. Nie boję się natomiast mego Boga, który ma to wszystko w swoich rękach. Wiem, że mnie zaprosił do swego królestwa. Jestem w nim od chrztu. I zdrowiu i w chorobie. Chcę być w Jego rękach i ufać Mu, bo jest wierny.
Rekolekcje (re-kolekcje od słów "zbierać na nowo"), w które świat został wrzucony przez pandemię, można podjąć i przeżyć głębiej niż tylko biologicznie.
Dziękuję!
OdpowiedzUsuńNo to mi zabrali... resztę sensu życia, tak?
OdpowiedzUsuńSens jest. I w życiu i w śmierci, która prowadzi do Żyjącego.
Usuńjaki?
UsuńJeśli JESTEM KTÓRY JESTEM chciał mego (naszego) istnienia..., to wystarczy.
Usuńco dzień rano budzę się w pytaniem: po co mnie Stwarzałeś?
UsuńTo pewnie kiedyś Ci odpowie...
Usuńjuż w to nie wierzę.
UsuńNa szczęście Jego działania nie są uwarunkowane.
Usuńpoczekamy, zobaczymy. u mnie On jakoś nie działa, żebym nie wiem jak i nie wiem na co prosiła. po prostu nie działa i już.
Usuńpewnie taki ze mnie chrześcijanin, działać można u lepszych.
Dziękuję za piękne refleksje, jak dobrze ,że nie tylko ja pewne rzeczy podobnie postrzegam :*
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
t.
Jednej sprawy, za którą Siostra jest wdzięczna ja zazdroszczę całym sercem... Tak bardzo brakuje mi kaplicy, bliskości Jezusa w Eucharystii. I wiem, że On nie jest ograniczony w swojej obecności do postaci sakramentalnych, wiem, że jest... Ale wzruszenia, jakim jest wejście teraz, w tym czasie do kościoła, nie da się wyrazić. I to jest doświadczenie, którego nie chcę nigdy zgubić... To, ze obecna sytucja przypomniała mi jak bardzo Eucharystia jest DAREM. Jak bardzo darem jest zaproszenie do codziennej Komunii świętej...
OdpowiedzUsuń