wtorek, 7 stycznia 2025

7 I, po Królach ;)

Nie miałam możliwości, żeby wczoraj napisać posta. A dziś już „po Królach”… A co zostało mi po Królach? Złota nie mam, kadzidło wypaliło się na ołtarzu po wczorajszych nieszporach ;), mirra wiedzie mnie właśnie na pogrzeb rodzinny babci Wali…
Zostało też zdjęcie zrobione w katedrze na Mszy świętej z obcokrajowcami - kolęda Cicha noc po chińsku.
Została też nadzieja, że wyruszenie za gwiazdą i droga ta, ma sens. 
Mędrcy wyruszyli w jakimś momencie, nie wiedząc co zobaczą. Czy to, co zobaczyli usatysfakcjonowało ich w pełni? Czy jeszcze na miejscu w Betlejem musieli przebyć drogę z głowy do serca? Czy Bóg ich zaskoczył?
Fakt, że oddali pokłon i zostawili swoje dary. Doszli i spełnili. Ich droga utwierdza, że wierność się opłaca.
Poganami byli. Poganie - pierwsi oddają pokłon. Ostatni pierwszymi.
W moim sercu, w moich myślach i postawach rodzą się czasem decyzje wyruszenia - nie chodzi o ruch zewnętrzny - chodzi o wyruszenie z zasiedziałego gniazdka wygody, przyzwyczajeń czy z gniazdka trosk lub ocen…. Tak sobie myślę, że w drodze powołania, kolejne wewnętrzne nawrócenia, może kiedyś też to ostatnie, będą pierwsze. Będą najistotniejsze. Będą spełnieniem drogi. Będą spotkaniem.
***
Ballada o trzech królach (1944r.)
Krzysztof Kamil Baczyński 

Tajemnicę przesypując w sobie 
jak w zamkniętej kadzi ziarno, 
jechali trzej królowie 
przez ziemię rudą i skwarną. 

Wielbłąd kołysał jak maszt, 
a piasek podobny do wody; 
i myślał król: "Jestem młody, 
a nie minął mnie wielki czas. 

I zobaczę w purpurze rubinów 
ogień, siły magiczny blask; 
może stanę się mocniejszy od czynów
przez ten jeden, jedyny raz". 

Tygrys prężył siłę jak wąż, 
mięśnie w puchu grały jak harfa. 
Na tygrysie jechał drugi mąż, 
siwą grzywę w zamyśleniu szarpał.

"Teraz – myślał – po latach tylu, 
gdy zobaczę, jak płomienie cudu drżą,
moje czary skarbów mi uchylą, 
moje wróżby nabiegną krwią. 

Ziemia pełna jak złoty orzech, 
pęknie na niej skorupy głaz, 
usta jaskiń diamentowych otworzy 
przez ten jeden, jedyny raz." 

Trzeci król na rybie 
wielkiej jak wyspa jechał 
przez stepy podobne szybie 
błękitnej pod wiatru miechem. 

Nucił: "Po latach stu 
kwiat początku i końca ogień 
w jedno koło związanych nut 
gdy zobaczę, sam się stanę Bogiem. 

W suche liście moich ciemnych ksiąg
spłynie mądrość odwiecznych gwiazd 
i osiądzie w misie moich rąk 
przez ten jeden, jedyny raz". 

A w pałacach na lądach zielonych, 
co jak sukno w wzburzonej fali, 
mieli króle trzej błękitne dzwony, 
w których serca swe na co dzień chowali. 

A tak śpiesznie biegli, że w pośpiechu
wzięli tylko myśli pełne grzechu. 

Więc uklękli trzej królowie zadziwieni,
jak trzy słupy złocistego pyłu, 
nie widzący, że się serca trzy po ziemi
wlokły z nimi jak psy smutne z tyłu. 

I spojrzeli nagle wszyscy trzej, 
gdzie dzieciątko jak kropla światła, 
i ujrzeli, jak w pękniętych zwierciadłach,
w sobie – czarny, huczący lej. 

I poczuli nagle serca trzy, 
co jak pięści stężały od żalu. 
Więc już w wielkim pokoju wracali,
kołysani przez zwierzęta jak przez sny.

Wielbłąd z wolna huśtał jak maszt,
tygrys cicho jak morze mruczał, 
ryba smugą powietrza szła. 

I płynęło, i szumiało w nich jak ruczaj.
Powracali, pospieszali z wysokości 
Trzej królowie nauczeni miłości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz