W całej tej perykopie jest dużo krzyku, tłumu i wołania. Mnie urzekła dziś pewna zmiana kierunku, jaka się dokonała w Bartymeuszu.
Wyobrażam go sobie tak, że siedzi i żebrze, i jest w swoim przeżyciu pępkiem świata. To przechodzący muszą do niego podejść, nachylić się, wrzucić pieniążka. On skupia na sobie. I to wołanie do Jezusa "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną" też prowokuje Jezusa, by do niego podszedł, by go uzdrowił. Ale reżyserem tego wydarzenie jest Pan. Jezus nie podchodzi do niego, nawet nie każe go przyprowadzić, ale każe go zawołać. [Mówi do niego jego językiem - wołania]...
I zmienia się nastawienie Bartymeusza. Jest zawołany, jest powołany, zrywa się, zostawia co jego (płaszcz) i staje przed Jezusem.
We własnym wołaniu, usłyszeć zawołanie, to może być początkiem wielkich rzeczy...
W dzisiejszym CNN-ie o. Adam Szustak prześledził wszelkie odniesienia do tego tekstu:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=BOkXf66Mlfs
Przyznam, że sam nigdy nie miałem tak głębokiej podbudowy do odbioru tego fragmentu Ewangelii.
A mnie oświeciły dziś słowa pieśni, którą usłyszałem podczas liturgii :)
OdpowiedzUsuń'Jezu Tyś jest światłością mej duszy
Niech ciemność ma nie przemawia do mnie już'
Bartymeusz to ja!
https://www.youtube.com/watch?v=2RZQdHz9DQk
UsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuń