I polecił ludowi usiąść na ziemi .... wziąwszy te siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać. Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. (Mk 8,1-10)
Modliłam się Słowem rano, zaraz po wstaniu, w celi. Mam otworzoną Biblię i sięgnęłam z pamięci (wieczorem z komórki czytałam tekst) do tekstu Marka, ale okazało się, że czytam o pierwszym rozmnożeniu chleba, które było czytane nie tak dawno. Zorientowałam się :) i poszłam dalej, czytając continua. Zastanowiło mnie, że tak blisko siebie są te cuda rozmnożenia chleba.
Ależ także blisko siebie są moje Eucharystie... On wciąż bierze chleb w dziękczynieniu Ojcu, łamie i rozdaje... Do sytości. Wciąż pytanie, czy mnie syci? Czy karmię się rzeczywiście, czy "trawię"? Czy tylko połykam w nieświadomości?
Może wystarczy "usiąść na ziemi", by zatrzymać w sobie pęd, który wciąga. Nawet w klasztorach zdarza się częściej, że rezygnuje się ze wspólnego posiłku, bo tyle zajęć. Coś przez to tracimy... Te dwa stoły: eucharystyczny i wspólnotowy (czy rodzinny) są ze sobą powiązane.
Relacje moje ze wspólsiostrami moimi, z którymi żyję blisko siebie przekładają się na moje życie i sycenie się Eucharystią i odwrotnie...
Myślę, że relacje międzyludzkie, mimo wszystko, są trudniejsza od relacji człowieka z Bogiem. Bóg jest bezproblemowy, to my zawsze mamy problem... i dlatego spotkanie dwóch problemów jest bardziej problematyczne :)
OdpowiedzUsuń