[...] Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach. (Iz 30,19n)
Wierność Pana jest pewna! Nie odstąpi Pan ode mnie. Co więcej poucza, jaką drogą iść, jakiego wyboru dokonać w danej chwili.
Oczy moje będą patrzeć na mego mistrza, uszy usłyszą - obietnica, która się spełnia.
I jeszcze jedno: bardzo mnie emocjonalnie poruszyła sprawa opatrywania ran i sińców przez Pana. Może dlatego, że pielęgniarstwo było mi bliskie od dzieciństwa, choć wybrałam ostatecznie inny kierunek studiów. Jednak lubię opatrywać rany i lubię służyć pomocą w takiej potrzebie... Rany duchowe, jeszcze bardziej dotkliwe też ludzie odsłaniają przede mną, czy to w formacji, czy w innych okolicznościach. Czuję wówczas w sobie jakąś moc, pragnienie, by opatrzeć z miłością te rany. Może jest to jakaś cząstka Bożej troski o człowieka, którą dzieli się ze mną? I spełnia się Jego obietnica...
a ja nie mogę nawet patrzeć na rany.
OdpowiedzUsuńmam teraz problem w postaci rany pooperacyjnej ojca. po tygodniu już nie jest nawet w połowie tak spuchnięta i paskudna, a jeszcze nie mogę na nią patrzeć... nie lubię ran. żadnych.
Rozumiem Cię.
UsuńJednak jestem przekonana, że Pan chce opatrzeć Twoje rany. Nawet te paskudne w Tobie, na które nie możesz patrzeć. Jezus wszystkie chce ukryć w swoich własnych ranach.
A ta rana Tatusiowa jest dla Ciebie, przypuszczam, wyzwaniem w opatrywaniu...
na szczęście nie muszę, przychodzi pielęgniarka, zawsze to sila fachowa. ja bym na pewno zrobila coś źle.
OdpowiedzUsuńSiostra od Baranka dobrze Ci odpowiedziała erunandelincë. Dodam,iż będąc tak do bólu szczerą odsłaniasz swoje rany, które -notabene- można jakoś opatrzyć, i chyba też o to chodzi./@p
OdpowiedzUsuń