...Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej obfitości udziela mu Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce.
Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia... (J 3,31-36)
Relacja Ojca, Syna i Ducha. To nie tylko tajemnica dla naszego umysłu, ale zaproszenie, by w Nią wejść.
Wchodzimy w Nią przez chrzest święty, ale i dalsze kroki są związane z wiarą. Czarno-biało ukazuje św. Jan naszą przyszłość: życie wieczne lub nie widzenie wręcz życia... I co ważne: nie zależy to od predestynacji ale od naszego wyboru. I nie zależy to od zasług naszych ale od wiary naszej.
Bóg posyłając Jezusa, z Nim udziela też nam Ducha bez ograniczeń. Ograniczenie może być z mojej strony - niewiara i nie przyjęcie.
Modlę się więc za siebie i modlę się za tych, których Bóg mi daje, o otwarte drzwi serca i o dar wiary, która jednoczy z Jezusem, a to wszystko łaską jest, łaską niepojętą ale prawdziwą.
Fot. z internetu - sen świętego Augustyna, w którym zobaczył on dziecko usiłujące na plaży przelać muszelką zawartość morza do dołka wykopanego w piasku. "Prędzej ja przeleję morze do tego dołka, niż ty Augustynie zrozumiesz tajemnicę Trójcy".
Dziękuję za modlitwę i piękny "sen"...
OdpowiedzUsuńŚw. Rodzina jest ludzkim odbiciem Trójcy Przenajświętszej, wydaje mi się, że człowiek nie potrzebuje wiedzieć więcej, wystarczy, że zrozumie odwieczną mądrość relacji tam istniejących... Oczywiście możemy się starać, jak to dziecko nad brzegiem morza albo jak św. Augustyn w swym śnie...:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że człowiek nie zrozumie "odwieczną mądrość relacji tam istniejących" inaczej jak przez wejście w relacje, nawet te niedoskonałe ludzkie, w których zacznie przeżywać siebie jako bezinteresowny dar. Najpierw widząc i doświadczając obdarowania z Nieba.
UsuńZgadzam się, wejście w relację z Drugim to podstawa wszelkiej nauki! Często człowiek napycha sobie głowę wiedzą, ale jeśli chodzi o relacje jest analfabetą! Dodam, że mam tu na myśli te relacje, które dotykają serca, a nie tylko powierzchni kontaktów społecznych, czyli tzw. "gry pozorów". A doświadczyć obdarowania z Nieba możemy, jak się odsłonimy, wyjdziemy ze skorupy, pancerza, albo jamy. To bolesne i wymaga odwagi, dlatego w tym względzie jesteśmy skazani na Bożą łaskę i dar bliźniego. Gdy jednak przezwyciężymy ten organiczny opór materii i zdecydujemy się wyjść na spotkanie przygodzie, doznamy cudownego wyzwolenia mówiąc sobie w duchu radośnie: "Nie taki diabeł straszny jak go malują", nieprawdaż?
UsuńZgadzam się do przedostatniego zdania. Cytatu o diable, nawet malowanym - nie popieram. Zawsze diabeł jest straszny! A wiesz dlaczego? Bo nie kocha!!! Bo nawet nie próbuje!
UsuńCzłowiek czasem kocha nie mądrze i pogubi się na ludzkich ścieżkach, ale zawsze jest to szukanie Boga (Który Miłością Jest) choć po omacku i z błędami.
Więc wolę, jak ktoś powie sobie w duchu radośnie: "Mimo wszystko, dobrze, że jestem, bo jestem kochany".
Chciałem odwołać się tylko do ludowego przysłowia, gdzie "diabeł" występuje chyba jako pewna figura retoryczna, która dotyczy czegoś czego się lękamy, czego jeszcze nie rozpoznaliśmy, A prawdziwy diabeł rzeczywiście jest straszny, bo sprzeciwia się życiu, rozwojowi, planom Bożym...
Usuńok, tak się zgadzamy :)
UsuńNasze słowa odsłaniają i zasłaniają nasze myślenie, stąd "litera" nie oddaje do końca naszego ducha. Słowa będą źródłem nieporozumień, ale też są więzią, dają możność relacjom.
OdpowiedzUsuńGdy są tu też jakoś publicznie (choć anonimowo) powiedziane, napisane, chcę by dla wszystkich były jednoznaczne. Stąd moja "niezgoda" na "diabła".
Pozdrawiam serdecznie i wierzę w dobrą wolę.